Urodzony wojownik.. Powietrze to mój żywioł już od niemowlęcia!!! Na przekór chorobie, stawiając czoła wyzwaniom, adrenalina receptą by wygrać życie...
IDĘ PRZEZ ŻYCIE PROWADZONY PRZEZ MARZENIA!!!
Cześć!
Mam na imię Staszek (Stashek)
Moja historia "wojownika" zaczęła się już niedługo po narodzeniu. Otóż jako kilkumiesięczne niemowlę zachorowałem na zapalenie płuc. Stan był tak poważny, że znalazłem się w szpitalu na intensywnej terapii, lekarze dawali mi jedynie 4%, że pokonam to i przeżyję. Już nie jadłem a oddech łapałem co jakiś czas. W zasadzie to już nie wiedzieli co jeszcze mogą zrobić by mnie uratować i się poddawali. Również rodzina była przygotowywana na to, że już nie wrócę do domu i wszyscy już czekali na najgorsze. Jednak to niemowę, tan maleńki organizm nie poddawał się i z uporem walczył, chciał poznać świat i doświadczyć życia! Chciał żyć... Choć wszystko wskazywało już na to, że tego nie doświadczę. To też ogromne zaskoczenie i zdumienie zapanowało na oddziale pewnego poranka wśród personelu, gdy zobaczyli dziecko, które gapiło się na nich i domagało się jedzenia. I tak z dnia na dzień nabierałem coraz więcej sił i wracałem do zdrowia.
Potem już sobie żyłem jak każde dziecko z ciekawością odkrywałem świat i swoje możliwości. Co wiązało się z kolejnymi wizytami w szpitalu a to ze skomplikowanym złamaniem nogi, poważnym poparzeniem całego ciała czy też kilkukrotnie rozbitą głową. Odkrywałem swoje zainteresowania i pasje.
Pasjonują mnie sporty ekstremalne (paralotniarstwo i spadochroniarstwo), przecieranie górskich szlaków i zdobywanie szczytów oraz nowo poznane żeglarstwo, które jak i wcześniejsze aktywności pragnę rozwijać. W powietrzu, w górach czy na żaglach czuję się szczęśliwym, niezależnym i spełnionym człowiekiem a przede wszystkim odzyskuję wolność i sprawność, którą odebrała mi w dzieciństwie choroba, Sklerodermia układowa, już ponad 25 lat towarzyszy mi w codziennym życiu, stawiając na mojej drodze nowe wyzwania i bariery. Mimo, iż choroba wciąż postępuje ja nie daję za wygraną i nie poddaję się w walce o życie i o marzenia!
Choroba znacznie ogranicza moją sprawność fizyczną oraz funkcjonowanie narządów wewnętrznych. Powoduje przykurcze w stawach prowadząc do całkowitego ich unieruchomienia, przyczynia się do zaniku i osłabienia mięśni, sprawia, że skóra staję się bardzo napięta i wrażliwa na urazy, które prowadzą do powstawania bolesnych i trudno gojących się owrzodzeń w okolicach stawów. Sklerodermia zaburza funkcjonowanie układu naczyniowego i upośledza układ oddechowy, obniżając wydolność płuc.
Gdy kilkanaście lat temu lekarz powiedział mi, że za pół roku będę leżał pod aparaturą gdyż moje płuca są bardzo osłabione, postanowiłem rzucić życiu wyzwanie i czerpać z niego jak najwięcej. Postanowiłem spełniać marzenia, które tkwiły we mnie już od dawna! I tak oto zasmakowałem życia w powietrzu, doznałem tych niesamowitych wrażeń i widoków jakie umożliwia latanie na paralotni.
Tak, moja przygoda zaczęła się od paralotni.
Pierwszy lot w tandemie z Góry Żar w Beskidzie Żywieckim, tam złapałem bakcyla, pokochałem to i chciałem to robić, jednak ograniczenia fizyczne początkowo nie pozwalały mi na samodzielne latanie. Poznałem tam wspaniałych ludzi, którzy zauważyli rodzącą się we mnie pasję i co ważne nie przeszli obok tego z obojętnością a wręcz przeciwnie wspierali i pokierowali dalej pokazując mi nowe możliwości bym mógł mimo niepełnosprawności realizować marzenia o samodzielnym lataniu.
Nauka latania...
Minęło kilka miesięcy od przygody na Górze Żar, kiedy to otrzymałem maila od poznanej tam Ani, w którym Ania przesłała mi informację o realizowanym projekcie, którego założeniem był kurs paralotniarstwa dla osób z niepełnosprawnościami, umożliwiający zdobycie Świadectwa Kwalifikacji pilota paralotni. Od razu się zgłosiłem i pomyślnie przeszedłem przez proces rekrutacji, byłem niezmiernie szczęśliwy, że w końcu będę mógł spełnić soje marzenie i samodzielnie wzbić się w powietrze, jednak wiedziałem że będzie to wymagało ode mnie ogromnego wysiłku i włożeniu wiele pracy w samego siebie i usprawnieniu się.
Mieszkam w Lublinie i aby móc uczestniczyć w szkoleniu musiałem pokonywać kilkaset kilometrów gdyż obozy szkoleniowe odbywały się w Koninie i Michałkowie koło Ostrowa Wlkp. nie zniechęciło mnie to, ponieważ możliwość przeżycia tych wspaniałych chwil na lotnisku i wzbicia się w powietrze rekompensowała mi cały wysiłek jaki musiałem włożyć by dotrzeć tam z Lublina.
Niestety z uwagi na moją niepełnosprawność i ograniczenia w ramionach jakie mam nie pozwoliły mi na chwilę obecną zdobycie uprawnień samodzielnego pilota paralotni. Ja jednak nie powiedziałem ostatniego słowa w tym zakresie i miło konieczności włożenia wielu sił w rehabilitację, samozaparciu i znoszenia bólu pragnę pewnego dnia powrócić na lotnisko i zrealizować cel jakim jest Świadectwo Kwalifikacji.
I jeszcze większa dawka adrenaliny...
Idąc za ciosem, podnosząc sobie poprzeczkę i sięgając po więcej postanowiłem spełnić kolejne z marzeń jakim był skok ze spadochronem. Nie mówiąc nikomu w rodzinie o swoich planach przeżycia ekstremalnych wrażeń, pojechałem na weekend na strefę spadochronową w Ostrowie Wlkp. gdzie odbywało się TurboBoogie czyli weekend skoków spadochronowych dla osób z niepełnosprawnościami.
Po ciężkiej podróży pociągiem i innych nieprzewidzianych przygodach i wypadkach po drodze w końcu dotarłem na strefę. Tego dnia jednak już nie udało mi się oddać skoku, co w sumie wyszło na dobre gdyż zmęczenie po podróży i narastający strach odebrał by mi całą przyjemność ze skoku. Następnego dnia o poranku pijąc pierwszy łyk kawy przyszedł Piotr -tandempilot z którym skakałem - mówiąc żebym się szykował bo skaczemy w następnym wylocie. Nie miałem czasu na stres, strach i zastanawianie się. Przygotowanie, szkolenie i chwilę później już byliśmy w samolocie przygotowującym się do startu.
Gdy byliśmy w powietrzu nie ogarniało mnie przerażenia a podniecenie i ciekawość tego co za chwilę się stanie.. nie mogłem się doczekać.. I oto 4000 m nad ziemią siedziałem na krawędzi spoglądają w dół.. niesamowite wrażenie..
Raz... Dwa... Trzy... i dzida!!! Z prędkością 200 km/h, wystarczyło 50 sekund swobodnego spadania bym to pokochał i chciał więcej i więcej!!
Na chwilę obecną mam na swoim koncie zrealizowanych 7 wspaniałych skoków ze spadochronem. Ostatni odbył się nad Półwyspem Helskim, na ten skok wygrałem voucher w konkursie ExtremalneInspiracje.
W ramach drugiej edycji konkursu zostałem zaproszony jako laureat poprzedniej edycji do programu Dzień Dobry TVN gdzie opowiadałem o przełamywaniu barier i zamiłowaniu do sportów ekstremalnych mimo niepełnosprawności.
Pragnę realizować tę pasję i dokonywać kolejnych skoków.
Chcę:
-
skoczyć z balonu;
-
skoczyć nad górami;
-
ponownie skoczyć nad Półwyspem Helskim tym razem o zachodzie słońca z lądowaniem na plaży;
-
oraz moim marzeniem jest skok spadochronowy nad "Palmą" w Dubaju.
-
I w wielu innych pięknych miejscach i różnych samolotów.
Wejść na szczyt i dotknąć nieba...
Gdy mam możliwość uciekam w góry, gdzie życie płynie inaczej, spokojniej i wolniej. Jednak ja i tam stawiam sobie wyzwania i sprawdzam swoje możliwości podnosząc wciąż sobie poprzeczkę.
To była moja pierwsza górska wyprawa na szczyt. Miałem obawy czy wystarczy mi sił i dam radę. Nie dawałem po sobie tego poznać bo bardzo chciałem podjąć to wyzwanie i spróbować, w przeciwnym razie pewnie byśmy zrezygnowali z podejścia. Parę godzin później byłem z siebie dumny i zadowolony że nie zrezygnowałem na starcie bez podjęcia próby... 982 m. n.p.m. Trzy Korony zdobyte siłami własnych mięśni.
Pobudka o świcie nim słońce wzejdzie ponad szczyty gór, kubek mocnej czarnej kawy i ruszamy w drogę, zmierzyć się z własnymi siłami i możliwościami.. Ponad 8 km marszu w jedną stronę (17 km w obie strony).. Morskie Oko zdobyte siłami własnych nóg.
Gdy choroba postępuje ja nie zwalniam tempa stawiając siebie przed kolejnymi wyzwaniami. Tego lata za cel obrałem sobie wejść na szczyt Jaworzyny Krynickiej mimo, iż byłem już tak kilka lat wcześniej jednak wtedy za sprawą Kolejki Gondolowej. Tym razem to ja byłem pełen wiary w moje siły a obawy stały po stronie osób mi towarzyszących. Udało się kolejny szczyt mam na swoim koncie. Jaworzyna Krynicka 1025 m. n.p.m.
Nie zamierzam na tym zakończyć a w miarę sił i możliwości przemierzać kolejne szlaki i zdobywać kolejne szczyty, zarówno te mniej jaki i te bardziej wymagające. A chęć i pasja motywuje mnie do ciągłej rehabilitacji, do znoszenia bólu jaki się z nią wiąże. Jednak kiedy staję tam na szycie, osiągam kolejny cel czuję się spełniony i wynagradza mi to całe poświęcenie którego muszę dokonać.
Ujarzmić fale i poskromić wiatr...
Powietrze to mój żywioł o czym przekonaliście się już na początku, jest nieprzewidywalne, uczy pokory i cierpliwości. Jednak w połączeniu z innym, także nieprzewidywalnym a zarazem kojącym i wspaniałym żywiołem jakim jest woda, rodzi nowe zamiłowania, nowe pasje.
Ahoj przygodo !!! Żeglarstwo, to o nim mowa. Przez wiele lat omijane przeze mnie, gdyż myślałem, że to nie dla mnie, że się w tym nie odnajdę, jednak postanowiłem niedawno spróbować, trochę rekreacyjnie i trochę warsztatowo i teraz żałuję.. żałuję, że tak długo z tym zwlekałem. Choć nie mam dużego doświadczenia, jednak tych kilka dni spędzonych na jachcie przemierzając wody Mazurskich jezior spowodowało, że złapałem bakcyla i na liście pojawił się kolejny cel do zrealizowania, którym jest szkolenie i zdobycie Patentu Sternika Jachtu Żaglowego.
Od tego dnia w którym usłyszałem od lekarza, że za pół roku będę leżał pod aparaturą minęło już kilkanaście lat a ja nadal żyję i funkcjonuję samodzielnie. Wierzę, że to właśnie mój upór, nastawienie i chęć samo realizacji uchroniły mnie i podarowały tak wiele czasu. Pragnę w dalszym ciągu podążać za marzeniami, podnosząc wciąż poprzeczkę, stawiać czoła nowym wyzwaniom i ucierać nosa chorobie i niepełnosprawności. Udowadniać, przede wszystkim sobie, że choroba to nie wyrok i można wspaniale przejść przez życie mimo codziennych zmagań z nią.
Pragnę także zarażać swoimi pasjami innych, a w szczególności osoby takie jak ja zmagające się z chorobą czy niepełnosprawnością. By się nie poddawały, nie zamykały a czerpały z życia pełnymi garściami. Bo najwięcej ograniczeń jest w naszych głowach i tylko od nas samych zależy czy je pokonamy!!!
NIEMOŻLIWE NIE ISTNIEJE!!!
Zapraszam do galerii foto&video >